Cypr wyspa słońca…..i kotów

Cypr jest wyspą położoną na Morzu Śródziemnym w tzw. trójkącie europejsko-azjatycko- afrykańskim. Stąd blisko jest do Turcji, choć Turcja jest na wyspie. Wyprawa na Cypr to 8 dni pełnych wrażeń, niezwykłych widoków, ciepłej wody oraz wspaniałych terenów do biegania.

Zacznijmy od początku. Bilety na lot z Gdańska pojawiły się we wrześniu i ich cena a aż z bagażem podręcznym oraz Wizz Prioryty zachęcała to snucia planów na wyjazd.

Do podręcznego bagażu zapakowałem nawet sporo rzeczy. Otóż w ten plecak na zdjęciu żółto – niebieski w pierwszą power bank, dwie przejściówki na angielski kontakty, kabel USB, ładowarka do telefonu z kablem, słuchawki bezprzewodowe z powerbnkiem zapasowym, polskie magnesy i krówki x 5 szt. maseczki x 2. W dużą przegrodę apteczka a niej setka, bandaże, plastry, tabletki przeciwbólowe, halitomin, witaminy, pastylki, magnez, żelazo, witamina C, nożyczki, folia termiczna i taśma życia. Ułożyłem ponadto 16 koszulek, buty do biegania po twardej nawierzchni. W każdy but weszło po 4 pary skarpetek. Do tego klapki, ręcznik, 5x bokserki, 5x slipy, trzy x spodenki. Oczywiście jeszcze kosmetyki czyli żel do golenia, maszynka do golenia, pasta 75 ml do zębów, składana szczoteczka do zębów, płyn do płukania jamy ustnej. Szampon mały x 3 szt. Wystarczy na dwa razy jeden. Do tego soczewki kontaktowe x 7 par, pojemnik 100ml żel pod prysznic, mydełko i 100 ml płynu do dezynfekcji wewnętrznej. Do bagażu nadawanego lub jak kto woli Priotyty pudełko plastikowe takie spożywcze w którym ląduje pól kilo boczku w plastrach, kabanosy z masarni, w drugie pudełko szybka w plastrach 30 dkg, kawałki kiełbasy pokrojone z trzech pętek. Oczywiście dalej układna ciuchy 4 pary spodni, spodenki jeansowe, buty do chodzenia a w nich pom3 x skarpetki. Dokupuję wodę i chleb pełnoziarnisty krojony. Na siebie swetr, bluza z kapturem, bluza kolejna zasuwana, kurtka w której rękawiczki, czapka, rękawiczki biegowe, 2 x BUFF, kapelusz i okulary na głowę. Pas na siebie a w nim dokumenty, zapalniczka, taśma życia, drobniaki polskie i parę euro, dwa długopisy, telefon, słuchawki, kalendarzyk na notatki, gumy do żucia. Zegarek zakładam na rękę. To jednak nie wszystko. Rogal pod głowę do spania a w nim 4 pary skarpetek do biegania i getry, zrolowane trzy koszulki oraz 2x bielizna do spania. Ponadto woda toaletowa jeszcze ląduje w torbie i dwa dezedoranty. Upychamy jeszcze kurtkę wiatrówkę. 


Do Gdańska przejazd odbył się pociągiem z przesiadką w Warszawie. 

Jadąc do Trójmiasta im bliżej Żuław tym…zimniej i leżało sporo śniegu. Wszak 27 lutego to norma powinna być. Lektura książki pochłonęła mnie na drogę. Ciepły obiad w Gdańsku Wrzeszczu w barze akademickim przypomniał mi czasu gdy mieszkałem i pracowałem w tym mieście. Sentyment sentymentem ale godzina odlotu na Cypr zbliżała się nieuchronnie jak północ w moc sylwestrową. Jeszcze szybka kawa w polsko-ukraińskiej knajpie która smakowała jak żużel z toru Wybrzeża Gdańsk. Cóż szybko wsiadam w kolejkę SKM i hyc na lotnisko. Tam oczekiwanie na odprawę. Okazało się że wcięło mi książkę i teczkę z biletami. Cóż przezorny zawsze ubezpieczony i wersja elektroniczna po małych komplikacjach z siecią internetową uratowało sytuację. (po powrocie znalazło się wszystko dzięki konduktor Karol)

Odprawa poszła sprawnie choć….trzeba było przepakować trochę żywności. Bagaż Priotyty okazał się trochę nie tak jak w zakupie ale cóż nie było sensu się wykłócać. W oczekiwaniu na otwarcie bramki napełniam butelkę z filtrem wodą. Uczucie ekscytacji i zaciekawienia Cyprem unosi się w powietrzu. Ludzie rozmawiają i opowiadają wrażenia z wcześniejszych wyjazdów. Inni lecą pierwszy raz to nadstawiają ucha i słuchają. Lot przeszedł sprawnie 3 godziny 40 minut i wylądowaliśmy w ciepłej Larnace.

Z lotniska taxi do hotelu San Remo. Obiekt czasy świetności miał za sobą ale wskutek zmian w rezerwacjach musiałem zdecydować się już tylko na niego. 

Chodziło też o dobrą lokalizację do lotniska i plaży. W pokojach miejsca sporo, telewizor płaski którego przez pierwsze 4 dni nie zaczepiłem, klimatyzacja. Łazienka z wanną już prosiły się o remont. Ceny noclegów tez nie są zbyt małe. Plusem na pewno jest to że na miejscu serwują śniadanie. Na głowę nie padało. Jednak aby skorzystać z energii trzeba włożyć płytkę metalową do której doczepiony był klucz w miejsce w ścianie. Na kolację jeszcze kawałek polskiej kiełbasy wcinam i kilka plastrów boczku.

Z rana zerwałem się na wschód słońca. Rozsuwam zasłonę i wychodzę na balkon. Woda w basenie hotelowym znieruchomiała. Leżaki stoją poukładane jeden w drugi. 

Za płotem mnóstwo kotów sobie spaceruje. Chyba Czekaja na jakieś śniadanko. Szklana wody mineralnej tej jeszcze z Polski i rozciąganie. Trochę skłonów robię i zakładam ubrania biegowe. Oczywiście na krótko bo temperatura już 16 stopni. Wybiegam na powietrze. Jest ciepło jednak słonce szybciej wzeszło niż wstałem. Cóż wschód przegapiłem. Wylatuję na promenadę. Jest bardzo ciepło ja na 6 rano. Promienie słońca malują kolory na morskiej wodzie Morza Śródziemnego. 

Jest ona czysta bo widać z góry dno. Zerkam w prawo i dostrzegam jakiś kilometr może 1,2km minaret a zatem ruszam w stronę meczetu. Biegnę spokojnie miarowym krokiem wzdłuż plaży a następie zbiegam do samej wody. Jakie fajne powietrze i jak super się oddycha. Ludzi jest sporo. Część spaceruje a część biega. Niektóre kawiarnie już pootwierane. Cypryjczycy mimo wczesnej pory bo u nas godzina do tyłu to popijają kawkę. Generalnie z rana nikt nigdzie się nie spieszy. Dobiegam w końcu do meczetu. Murowany i dosyć spory jest.

Pstrykam fotkę i lecę dalej do przystani jachtowej. Mijam jeszcze miejsce poświęcone Ukrainie flagi, kamienie w barwy ukraińskie i proporczyki.

 Kilka metrów dalej … nie to nie może być. Dostrzegam kajaki. One są wszędzie nawet na Cyprze. Stoją poukładane. 


Biegnąc wzdłuż plaży zauważam co jakiś czas startujące i lądujące samoloty. Zawracam biegnąc ku lotnisku. To jakieś 3 km do lotniska wzdłuż plaży. Po 5 km jednak kończę ponieważ te widoki mnie jakoś rozpraszają. Poza tym po 30 minutach truchtu było już bardzo ciepło ponad 20 stopni. Co to będzie w dzień. Pierwsze godziny na Cyprze poza snem to zaczęły się bieganiem. Wracam do hotelu mijając po drodze liczne grupy wręcz kotów. Zadbane, ładne i chyba nie takie głodne. Mają swoje domki legowiska.

W recepcji dowiaduję się ze na Cyprze jest 3 mln kotów a 1,2 mln mieszkańców. Jeszcze torcie rozciągania i ćwiczeń i wskakuje do wanny. Potem schodzę na śniadanie. Od razu przy wejściu po lewej stoi automat z sokami i woda. Dalej szklaneczki, kubeczki, woda wrzątek, kawa, herbata płatki. Co mnie mało interesuje. O przechodzę dalej biorę biały talerz, sztućce i jest coś na ciepło podnoszę pokrywę, a tam małe parówki i boczek. Pycha. Dalej jest ser Haluoumi, wędlina, oliwki, jogurt, pomidory z ogórkiem, ketchup, majonez, oliwa z oliwek i jakiś sos. 

Dobre było. Po śniadaniu lekka siesta i w drogę na zwiedzanie Larnaki. Na początek plaża MCKenzie gdzie latają na głowami samoloty. Świetny widok. Zanim tam dotarłem udałem się do przyplażowego sklepu po wodę mineralną. Od razu zderzenie z turystyką cypryjską. 3,5 Euro za butelkę 1,5 l. Cóż turystyka kosztuje. W sklepie osiedlowym ta sama butelka kosztowała potem 1 Euro. Spacerkiem wzdłuż plaży docieram do jej centrum. Na termometrze 25 stopnia więc hyc do morza trochę popływać. Woda ciepła i chyba w naszym Bałtyku tak ciepłej nie ma w żadnej porze roku. Na Cyprze koniec lutego a tu jak u nas w czerwcu. Wszystko jest zielone. Wegetacja trwa. Po przejściu plaży docieram do ogrodzenia lotniska robię kilka fotek i idę na poszukiwanie …flamingów. Tak są w Salt Lake tzw. słonym jeziorze. Przechodząc przez Larnakę w oczy rzuca się ruch lewostronny. Trzeba pamiętać, że Anglicy mieli tę wyspę a oddali ją Cypryjczykom w zamian za możliwość stacjonowania wojsk i posiadania pasa demarkacyjnego. Historia Cypru jest zawiła i tak skomplikowana jak i Polski. Grecy, Turcy, Anglicy, Włosi, Francuzi początkowa jakich tu nie było nacji ohohoo. Obecnie jest Cypryjska Republika na Północy której nie ma a jest. Nikt jej nie uznaj raz Cypr Południowy.

Wracając do flamingów były i wydawały charakterystyczny odgłos ruszając dziobami,. Piękne ptaki które przylatują w listopadzie i wynoszą się na początku marca. Zdążyłem jeszcze je uwiecznić. Kolor czerwonych piór nadaje im kolorytu a prze to że jezioro i woda jest słona to nabierają takich barw. Ci ciekawe jezioro Salke Lat wysycha na wiosnę i lato a potem na jesień woda jak się zbierze to przylatują flamingi na nie. 

Dalej po osiedlu kieruję się na promenadę i po drodze porannej przebieżki do kościoła świętego Łazarza. To miejsce gdzie spoczywają relikwie Łazarza. Piękny kościół z bogatymi ikonami wnętrzem. 

Wcześniej czas na sok wyciskany z granatów i pomarańczy oraz spotkanie z Adrianem, który załatwia możliwości zwiedzania Cypru. To on ogarnia wszystko mi na miejscu.

Dalej pyszny obiad i Suflaki tj. mięso z frytkami i bogactwem zieleniny. Niesamowity smak i aromat wydobywający się z tego mięsa (oczywiście jak ktoś lubi) przywraca kubki smakowe o szaleństwo. Jadłem je kilka razy podczas pobytu. Z każdym kęsem ta uczta dla podniebienia staje się niesamowita. 

Przy okazji poschodziły się wszelkiej maści koty z okolicy. Smaczne i dobre jedzenie trochę rozleniwiło bo wtoczyłem się do hotelu na drzemkę. Następnie pracowałem do nocy.

Kolejny dzień wstałem jeszcze wcześniej aby złapać wschód słońca. O 5:30 po porannej toalecie i rozciąganiu byłem już na plaży. Udało się zarejestrować wschód słońca nad Morzem Śródziemnym od początku. 

Przy okazji pobiegałem i zrobiłem 6km na spokojnie. I wszędzie te koty. Normalnie chmara i plaga.

Po treningu kąpiel i śniadanie takie samo jak dzień wcześniej. 

Po śniadaniu wskakuję w autobus pełen Polaków i ruszamy z panią Ewą na Cypr Północny. Przekraczamy granicę i dojeżdżamy do miasta duchów. To opuszczone w 1974 roku city niszczeje i straszy. Kto jak stał uciekał z pogrążonego wojna terenu. Turcy pozwolili uciekać w mgnieniu oka pozostawiając swój dobytek. Widoki i historia tego miejsca uderzają w serce. Z kim bym nie rozmawiał to każdy prawie każdy stwierdza, że to miejsce przytłacza i daje wycisza.

Była to autentyczna, żywa podróż w czasie do legendarnego Miasta Duchów czyli Varoshy do niedawna będącego częścią strefy buforowej ONZ. Tego nie da się opisać w kilku zdaniach. To trzeba po porostu zobaczyć.

Krótki przejazd do terenów okupowanych przez wojska tureckie od 1974 r. staje się wyprawą do totalnie innego świata. Następnie zwiedzaliśmy Famagustę, stare miasto, katedrę św. Mikołaja przerobioną z katolickiej na meczet. Turcy dobudowali minaret a wnętrze zgrabili i zniszczyli.

To w Famaguście jadłem pyszne lody z koziego mleka bez cukru. Niezwykły smak. 

Na koniec pochodziłem po murach weneckich. Zwiedziliśmy także Salaminę pozostałości starożytnego królestwa w którym łaźnie i teatr zrobiły na mnie największe wrażenie. Poza tym kawa po turecku i sok wyciskany z granata smakowały wybornie. 

Po południu powróciłem do Larnaki na jedzenie. Tym razem były to mezze- różnego rodzaju warzywa, sosy, chlebek i mięso. To taki zestaw przekąsek. Cytujac „chrupiące pomidory, soczyste cytryny, nieprzyzwoicie słodkie pomarańcze i słodki chleb, który na stole ląduje jeszcze ciepły, są po prostu obłędne. Jeśli chcecie posmakować Cypru, nie ma lepszego sposobu niż mezze. 

Choć w niektórych krajach traktowane jako przystawka, na Cyprze to posiłek sam w sobie”. Opis ten najlepiej oddaje mezze. Nie brakuje rzecz jasna cytryny bo Cypryjczycy wszystko kropią cytryną. Jest jej tyle na Cyprze co u nas szyszek na sosnach.

Po takim posiłku ponownie drzemka do wieczora. Potem wyjście do lokalnej tawerny i kolejny dzień zleciał. 

Następnego dnia czekał prawdziwa frajda. Antonio syn Cypryjczyka i Czeszki przeniósł mnie swoim jeepem terenowym w niezwykłe mało dostępne miejsca Cypru górach Troodos tych niższych. Bardzo dobrze mówił po angielsku ale i znał też kilka słów po polsku. 

Podziwiać można było spektakularne widoki Gór Troodos na punktach widokowych. Zaczęliśmy od miejsca z widokiem na zaporę wodną. Potem było zwiedzanie Lefkary – znanej z unikalnych, ręcznie robionych koronek oraz zachwycającego klimatu. Klimat niewielkich uliczek i typowo cypryjskiej kamiennej oraz i drewnianej architektury czynił to miejsce niezwykłym.

Była tez okazja do zwiedzania kościoła bizantyńskiego oraz wizyta przy ukrytej lagunie. Pojeździliśmy drogami górskimi nie uczęszczanymi przez „typowych” turystów. Do tego jeszcze zaczepiliśmy o ukrytą lagunę do której kierowca zaczął wjeżdżać.

Wrażenie zrobiła tez wizyta w wiosce- muzeum niezamieszkałej w której w jedynej restauracji na miejscu smakowały mi koupepia, czyli mini-gołąbki z liści winogron z aromatycznym mięsnym nadzieniem z frytkami z smacznych cypryjskich ziemniaków oraz duża porcja warzyw. 

Po takiej wyprawie jeszcze miałem chęć pobiegać po plaży 8 km nawet mi wyszło. Pod wieczór po zachodzie słońca było trochę chłodniej bo 20 stopni. Tak 20 stopni w początkach marca. Prawie cały wyjazd chodziłem w krótkiej koszulce i spodenkach. W góry założyłem założyłem jedynie spodnie.

Po takim dniu wrażeń szybko odpłynąłem w hotelowym pokoju. Z rana szybki zryw i polatałem już innymi trasami szybsze 5 km. Potem śniadanie i to samo oj prawie to samo bo była jajecznica na parówkach i boczku hehe

5 dzień pobytu to wyjazd ponownie do Turków na Cypr Północny z przesympatyczną Martą. 

Jedziemy do stolicy Nikozji i dalej do Kyrenni. Po drodze zdobywam piękny zamek To na ten zamek Walt Disney zapatrzył się tak bardzo, że postanowił stworzyć podobny w czasie realizacji bajki „ Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków”. Jak podają przewodniki „trudno stwierdzić, czy było tak naprawdę, choć pewne jest, że imponująca, bajkowa budowla z widokiem na Kyrenię, to zamek św. Hilariona. Wznosi się na wysokiej skale (732 m n.p.m.) w malowniczej scenerii gór i wydaje się z niej wyrastać. Zamek został wybudowany przez krzyżowców po to, by bronić Cypru od strony północnego wybrzeża oraz kontrolować pobliską przełęcz, prowadzącą do wnętrza wyspy. W średniowieczu twierdza cieszyła się sławą fortecy nie zdobycia”.

Dalej jedziemy na obiad do Kyrenii. Pyszne tureckiej jedzenie wprawia kubki smakowy obłęd. Mimo ciepłej pogody to gorąca turecka herbata smakuje wyśmienicie. Zupa coś na wzór zblenderowanej naszej pomidorowej, oczywiście przystawki i gulasz mniam. Jednak co do rachunki to pani tak motała z cenami bo ich nie mam przy menu że dodatkowo przytulił siebie trochę euro. Na stwierdzenie, że mnie oszukała wzruszą ramionami przyznała się i dała kawę po turecku która wbija w pion taka mocna. Turek jak nie oszuka nie przeżyje.  



Ponownie przekraczamy granicę. W sklepach pełno podróbek tych markowych oczywiście ciuchy, obuwie, owoce, elektronika wyglądały zachęcająco. 

W drodze powrotnej udało się jeszcze zobaczyć piękną i malowniczą wioskę rybacką. Po powrocie oczywiście bieganie 8 km po plaży. Było bardzo ciepło. W kolejnym dniu wybrałem się z góry Troodos. Zanim to po drodze piękny wodospad i chłodna woda wśród skał. Na najwyższy szczyt tego pasma Olympus 1952m.n.p.m udało się fuksem wejść. Na szczycie śnieg jeszcze leżał zbity a obok na stoku narciarze szusowali. 

Nie obyło się bez wizyty w jednej z winiarni Lambouri Winery gdzie była degustacja win i likieru o raz chleba z oliwą… Zobaczyć można było kadzie i proces pakowania wina oraz jego etykietowania. 

Kolejnym etapem była miejscowość Omodos. Piękna i malownicza osada gdzie spróbowałem świetnych ciepłych bułeczek z serem hallumi. Urokliwa cerkiew i muzeum prawosławne w tej miejscowości są jedną z atrakcji. Spacer w wąskich cypryjskich uliczkach chowając się od słońca jest fajna formą poznawania klimatu Cypru. 

Po drodze Limasol miasto które staje się coraz bardziej luksusowe na Cyprze. Na marinie pełno jachtów i wokół powstają hotele.

Tym razem na obiad mezze rybne. Nie wszystkie rzeczy jadam więc ograniczyłem się do ryby i smażonej, pieczonej i frytek oraz wody. Owoców morza nie ruszam. Co tam było?

Mezze rybne to kalmary w panierce, grillowana ośmiornica, krewetki, małże w pomidorowym sosie albo małe smażone rybki i jedna wielka.

Po takim posiłku trzeba było odpocząć to nastąpiło z rana szybko zaliczyłem biegiem ponad 6km ponownie po plaży.

Czas leniwie dzień za dniem i kolejne miejsca odwiedzane na zwiedzanie była Ayia Nappa i okolice. W tym dniu woził nas Maciej i przewodniczka Karina. Piękna marina która co dopiero powstaje Ayia Nappa jawi się jako mały Dubaj. Dalej słynna plaża Nissi która jednak nie zrobiła na nie wrażania. Ot popływałem trochę i tyle. 

Dalej wrażenie zrobił Lovers Bridge zwany mostem Krakena. Swój podziw budziłyJaskinie Pałacowe i sam Cavo Greco – najwyższy punkt widokowy na wschodnim wybrzeżu Cypru. Jednak najfajniejsze to Korakas – naturalny most skalny i kapliczka piratów, które w środku wyglądają obłędnie. Dzięki Karina za opowieści oraz pokazanie tych pięknych miejsc Morska czysta woda dodaje fantastycznego uroku temu miejscu.

Czas tutaj się zatrzymał. Nikt nigdzie się nie śpieszy. Każdy ma czas na kawę, mezze czy ziwaniję tj, Duch Cypru. Tylko my Polacy gonimy od lat za wszystkim w imię czego? Ciągle nam jest mało i mało. Można jednak oderwać się i trochę pobyć w innym miejscu, zmieniając klimat, otoczenie oraz nabierając dystansu to tego co mamy w Polsce, kraju do którego bądź co bądź. jednak chce się wracać.

Cypr zachęca do odwiedzania i poznawania tej pięknej wyspy. Przełom lutego i marca okazał się trafionym terminem bo pogoda dopisała. Zakupione z ponad półrocznym wyprzedzeniem bilety na samolot czynią taką wyprawę w miarę ekonomiczną. Wrócę tutaj z chęcią nie raz. Do zobaczenia Cyprze.